Nowości, komplikacje

Od ostatniego postu dużo się zmieniło. Poznałam host rodzinę, counselorkę i dokładne miejsce w którym będę mieszkać.

Pewnego dnia (dokładnie 15 czerwca) napisała do mnie na facebook’u Aspen, moja, jak się okazało, host siostra. Byłam BARDZO szczęśliwa, bo w końcu mogłam nawiązać jakikolwiek kontakt z host rodziną. Po nitce do kłębka doszłam też do mojej counselorki, której nazwisko poznałam tylko dzięki mamie Aspen. Czasem zastanawiam się, czy gdybym do niej nie napisała, to sama z siebie by się odezwała. Coraz bardziej w to wątpię, bo z tego co udaje mi się zaobserwować, to nie jest zbyt zorganizowana. Wnioskuję to między innymi z faktu, że moje  guarantee form miało być gotowe do wysłania do końca zeszłego tygodnia, a jak się dzisiaj (wtorek) okazało, nie ma jeszcze nawet potrzebnych podpisów ze szkoły. A ja naprawdę potrzebuję tego dokumentu tak szybko jak to możliwe, aby móc ubiegać się o wizę!

Ufff, to już. Trochę się poużalałam, ale teraz przejdę do znacznie milszego tematu, a dla mnie najważniejszego, czyli mojej host rodziny. Jak już wspomniałam, moim pierwszym kontaktem z rodziną była wiadomość od Aspen. Jest ona w moim wieku i jest teraz na rocznej wymianie w Niemczech, z której wraca w lipcu. Pierwsze wrażenie po rozmowie z całą rodziną jest wspaniałe! Mam nadzieję, że takie pozostanie już przez cały rok. Będę uczyła się w szkole, w której mama jest nauczycielką, ale jeszcze nie wiem, czy to dobrze, czy nie 🙂 Napisała do mnie też przyjaciółka Aspen – Hannah, która powiedziała, że nie może doczekać się mojego przyjazdu. Ta wiadomość naprawdę podniosła mnie na duchu, bo teraz wiem, że nie jadę do Stanów w nieznane, a do ludzi, którzy na mnie czekają i chcą mnie poznać. Dlatego właśnie, mimo trudności wiem, że wszystko się uda i że już niedługo poznam wspaniałych ludzi, czego najbardziej nie mogę się doczekać!

Zdjęcie przyszłych współlokatorów 🙂

 

13467406_891908414289166_1360855718_o (1)

 

Jeszcze dokładniej

Ostatnie posty zawierały tylko najważniejsze informacje mojej wymiany. Dziś postaram się przekazać wam wszystko z najmniejszymi szczegółami.

Jestem właśnie po rozmowie na skypie z Magdalen, dziewczyną, którą będą gościć moi rodzice przez parę miesięcy. Dowiedziałam się o niej 17 maja, kiedy do mojej mamy został przysłany  jej formularz wstępny. Jest wspaniała i zazdroszczę mojej rodzinie, że będą mogli ją bliżej poznać. Ja niestety nie wiem u kogo będę mieszkać, ale pewnie niedługo wszystko się wyjaśni. Teraz najważniejsze dla mnie jest GF (guarantee form) czyli ostateczne potwierdzenie mojej wymiany i dokument, który będzie umożliwiał mi ubieganie się o wizę. Na razie nawet nie dostałam maila z oficjalnym potwierdzeniem od mojego klubu goszczącego, dlatego o GF mogę na chwilę obecną tylko pomarzyć. Wczoraj dowiedziałam się też, że muszę wysłać dwa przetłumaczone świadectwa szkolne do mojego klubu (tak, tego, od którego nie dostałam jeszcze potwierdzenia :D), bo inaczej nie dostanę GF, a dowiedziałam się o tym tylko dlatego, że sami o to zapytaliśmy… Tak więc wniosek z tego taki, że musicie mieć dosłownie WSZYSTKO pod kontrolą i po prostu trzymać rękę na pulsie.

Teraz przejdę do milszych rzeczy, a zacznę od prezentów dla moich hostów. Od niedawna zaczęłam je zbierać, żeby nie kupować wszystkiego na ostatnią chwilę. Znalazłam cudowny sklep folkstar, w którym znajdziecie wszystko w folkowym wzorze. Ja kupiłam tam torby, podstawki pod kubek i smycze, a przez internet  dokupiłam jeszcze chusty, czapeczki z daszkiem i zawieszki z bursztynem. Dla klubu przygotowałam piękny album o Polsce po angielsku. W Bydgoszczy powiedzieli, że albumów nie warto przywozić, ale nie mogłam się oprzeć, bo wydanie jest przepiękne! Nie wiem jeszcze w ilu rodzinach będę, ale wszystkiego kupiłam razy 3, bo to jest właśnie średnia host rodzin.

Jednak najważniejszym symbolem wymiany Rotary jest granatowa marynarka z przypinkami. Sama marynarka jest już w szafie, parę przypinek dostałam w Bydgoszczy, ale cały czas nie mam jeszcze tych ostatecznych, które będę rozdawać już na miejscu. Nawet zrobiłam już wzór, który miałby widnieć na moich pinach, jednak jakość jest nie ta i od tego czasu stoję z tym tematem w miejscu.

Z tych najświeższych informacji, to dziś udało mi się utworzyć specjalne konto w banku, z którego będę mogła korzystać bez żadnych problemów w USA i zdjęcie do wizy (nawet nie pytajcie jak wyszłam!)

Tak więc, jak widzicie prawda jest taka, że dużo się u mnie nie zmieniło i, że po prostu wszystko trzeba już powoli załatwiać

 

 

Pierwsze prezenty 🙂IMG_6508 [2019993].JPG

 

 

Mój wyczekiwany placement

WIEM!!! W końcu WIEM gdzie jadę!!! Otóż już prawdopodobnie 20 sierpnia wyjadę do… Huntigdon w Persylwanii! Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie, bo mimo, że nie znam jeszcze host-rodziny, to i tak coraz bardziej nabieram przekonania, że przyszły rok będzie najwspanialszym na świecie!

 

 

 

Czerwiec…Serio?!

Jak to czasem w życiu bywa, miewa się dni, w których wszystko jest trudne, bez sensu i jest się już wykończonym czekaniem. W moim przypadku, czekaniem na jakąkolwiek, choćby najmniejszą wskazówkę dotyczącą mego miejsca pobytu. Nie pomaga memu, jakże „wspaniałemu” samopoczuciu, członkostwo grupy na facebooku, gdzie ciągle pojawiają się wpisy, jak to już każdy zna swój dystrykt, rodzinę, czy choćby miasto pobytu. Przypominam tylko, że jest już czerwiec i trzeba załatwiać wszystkie wizy, bilety i inne głupoty. Tego dnia, dowiedziałam się również, że są ludzie, którzy zamierzają zrezygnować z wyjazdu, bo mają dość niewiedzy i nieustannego czekania. Tego dnia, dowiedziałam się też gdzie jadę…

 

 

Bydgoszcz…Ale o co chodzi?!

Dziewiątego marca dostałam wiadomość, że wstępnie zostałam zakwalifikowana do programu ESSEX i, że mam obowiązek stawić się na szkoleniu w Bydgoszczy. Tylko co to znaczy? Otóż ESSEX jest organizacją, która wysyła uczestników wymiany do Kanady, albo na północny-wschód USA. Ja już wtedy wiedziałam, że jadę do Stanów, dlatego byłam bardzo szczęśliwa, że dostałam kolejną wskazówkę, dotyczącą położenia mojej przyszłej host family. Druga część listu dotyczyła Bydgoszczy, a dokładniej trzech dni szkoleniowych dla wszystkich (nie tylko z programu ESSEX) polskich wymieńców 2016/17.

Przyjechałam w piątek o 17.00, poszłam spać o 01.00. Ale jak to?! Otóż tak to, że do północy trwały szkolenia, a na nich było dosłownie WSZYSTKO! Od tego jak zaprezentować Polskę za granicą, po koszt mundurków w Japonii! Było bardzo męcząco i intensywnie, bo cała sobota i niedziela tak wyglądały, ale jednocześnie było wspaniale z nowo poznanymi ludźmi, z którymi na prawdę świetnie się rozmawiało, bo to przy nich zrozumiałam jedną ważną rzecz… Nie jestem w tym chaosie sama 🙂

Najważniejsze było to, że mogłam tam rozwiać dosłownie WSZYSTKIE wątpliwości, zadać nurtujące mnie pytania i dowiedzieć się rzeczy, których nie znalazłabym na żadnej stronie internetowej czy blogu. Czuję się znacznie spokojniejsza i bardziej przekonana, że wyjazd naprawdę może dojść do skutku!

A teraz pozostało już tylko czekanie na ostateczne potwierdzenie i miliony formalności. Ale o nich, to już innym razem…

PS

Pod spodem wstawiam zdjęcia ze szkolenia 🙂

 

Olej z flakami, czyli jak to z tą rejestracją

Zacznę od tego, że będąc w klasie drugiej gimnazjum, już MARZYŁAM o wyjeździe z rotary. Oczywiście wtedy byłam za młoda i za późno się zorientowałam, że jest taka możliwość, bo myślę, że ok stycznia, a rejestracja była do grudnia, ale i tak ja, jak to ja, już czyhałam na zgłoszenie na rok 2016/17.

Gdy w końcu pojawiły się na stronie potrzebne papiery (wydaję mi się, że w październiku) od razu zaniosłam owe rodzicom i zaczęliśmy je wypełniać. Potrzebny jednak był klub, który mógłby mnie wysłać (Rotary dzieli się na podgrupy), więc znalazłam klub Warszawa Sobieski. Oczywiście nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo zielona jestem w tym temacie i nie zwróciłam uwagi, że Sobieski wymieńców nie wysyła. Całe Rotary postawiłam wtedy na nogi, wydzwaniałam, pisałam maile i w końcu… Udało się niemożliwe… Znalazłam klub (których notabene wysyłających w Warszawie, jest co najmniej pięć, ale mniejsza z tym :)). Szczęśliwa i zadowolona z siebie, że udało mi się załatwić tak skomplikowaną sprawę, mocno zdziwiłam się, gdy okazało się, że to była najłatwiejsza część całej dotychczasowej wymiany. Po wysłaniu zgłoszenia wstępnego czekałam (to słowo w moim blogu będzie niestety pojawiało się dosyć często). Czekałam i czekałam, aż w końcu zadzwonił do mnie pan zajmujący się wymianą z klubu do którego należę i zaprosił na spotkanie, żebym zaprezentowała siebie i swoich rodziców. Po telefonie byłam cała w skowronkach, bo w końcu coś się ruszyło! Poszłam w czwartek na spotkanie, ładnie się przedstawiłam, opowiedziałam o sobie, pożegnałam się, wyszłam i…cisza. Znów ta okropna cisza, bo mimo, że owszem, praktycznie co tydzień chodziłam do klubu, to i tak nigdy nic  nowego na temat wymiany nie było. Oczywiście kwestionariusz też już wypełniłam, jednak na spotkaniach mówiono, że od nich to już NIC nie zależy i że, niespodzianka…Należy czekać. Nie ukrywam, że parę razy to całe czekanie wyprowadziło mnie z równowagi, ale nie martwcie się, da się do tego przyzwyczaić. Myślę, że przede wszystkim najgorsza w całej tej sytuacji jest niepewność, która bardzo skutecznie potrafi wymęczyć was i wasz biedny organizm. Ale spokojnie…W Bydgoszczy WSZYSTKO się zmieni…

PS

Zamieszczam linki do zgłoszenia wstępnego (1) i do aplikacji (2)

1   http://www.wymiana.rotary.org.pl/images/stories/articles/documents/wstepny%20kwestionariusz.docx

2

Kliknij, aby uzyskać dostęp ltep%20application%202011%20nayen.pdf

Uwaga! Te zgłoszenia, są z mojego roku wymiany, więc potraktujcie je jako wzór, a jeżeli już chcecie zabrać się za wyjazd, to śledźcie tę stronę: http://www.wymiana.rotary.org.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=414&Itemid=122